I to słono. Jak to jest możliwe, że USA – najbogatsze państwo na świecie, z najbardziej rozwiniętym przemysłem farmaceutycznym i prestiżowymi klinikami dla bogaczy ma najbardziej chore społeczeństwo? Chorują dorośli, chorują dzieci. Szacuje się, że nawet 90% Amerykanów cierpi na choroby metaboliczne. 45% dorosłych i 25% dzieci ma stłuszczoną wątrobę! Nie, nie ma tu żadnej pomyłki. 25% amerykańskich dzieci ma stłuszczoną wątrobę! Stan zdrowia dzieci i nastolatków w USA jest fatalny i pogarsza się w zastraszającym tempie. Od statystyk włos się jeży na głowie. Nigdy wcześniej młode pokolenie nie było tak słabe fizycznie i psychicznie. Zjawisko to nie dotyczy wyłącznie Stanów Zjednoczonych – ma charakter ogólnoświatowy. Najbardziej jest widoczne w krajach wysoko rozwiniętych. Każdy kto ma stały kontakt ze szkołą zauważył, że nawet w Polsce, w ciągu ostatnich dwóch dekad nastąpił gwałtowny przyrost liczby dzieci z zaburzeniami rozwojowymi, zwłaszcza z tzw. spektrum autyzmu. Zjawisko tak przybrało na sile, że pojawiły się nawet sprofilowane przedszkola przeznaczone dla dzieci z autyzmem a prywatne poradnie psychologiczne diagnozujące dzieci z zaburzeniami rozwoju stały się jednym z lepiej prosperujących biznesów. Problem w tym, że nie bardzo widać, żeby ktokolwiek zastanawiał się nad przyczynami tego zjawiska. Wszyscy chcą diagnozować, ale skąd ten nagły przyrost upośledzonych dzieci ?
Poradnie psychologiczne nagłaśniają problem. Nie są jednak, i nigdy nie będą w stanie go rozwiązać. W USA, na początku lat 70. na każde 10 tysięcy dzieci autyzm diagnozowano zaledwie u jednego. Niektórzy twierdzą, że dane te są niedoszacowane i należy je pomnożyć przez cztery. Nawet gdyby tak było, dziecięcy autyzm był zjawiskiem tak rzadkim, że w praktyce prawie niespotykanym. Kiedy na początku lat 70. chodziłem do szkoły podstawowej, w całej szkole był… jeden chłopiec z autyzmem – na ponad 700 uczniów! Dziś w każdej klasie mamy jakieś dziecko autystyczne, czasem nawet kilka. Od roku 2000 instytucja monitorująca stan zdrowia Amerykanów – Center for Disease Control and Prevention (CDC) – zaczęła prowadzić systematyczne badania i statystyki występowania autyzmu u amerykańskich ośmiolatków. W 2020 roku 1 dziecko w spektrum autyzmu przypadało już na 36 ośmiolatków. W roku 2024 ten stosunek będzie prawdopodobnie wynosił już 1 do 24 (wyniki badań publikowane są dwa lata później). Jest duża szansa, że będzie jeszcze mniejszy, ponieważ proces nieustannie przyspiesza. Czujecie tę zmianę ? Od 1 na 10.000 do 1 na 36, w ciągu 50 lat – przyrost o ponad 27 tysięcy procent !
37.9% autystycznych dzieci jest upośledzona intelektualnie, czyli trzeba będzie opiekować się nimi przez całe życie. Czterokrotnie częściej autyzm dotyka chłopców niż dziewczynki. Od 2012 roku co 2-3 lata liczba dzieci z autyzmem ulega podwojeniu. Prognozuje się, że w 2035 roku, w USA, jedno dziecko na trzy będzie obciążone tą przypadłością. Trzeba tu dodać, że spektrum autyzmu wcale nie jest dominującym zaburzeniem rozwoju u dzieci. W Stanach Zjednoczonych dzieci autystyczne to zaledwie 17% ogółu dzieci z zaburzeniami rozwojowymi. Wniosek stąd taki, że wkrótce co drugie przychodzące na świat dziecko będzie upośledzone fizycznie lub umysłowo (w dodatku bezpłodne). Jak pokazują statystyki liczba dzieci z autyzmem wyraźnie zaczęła się zwiększać trzy dekady temu, w latach 90. W ciągu dwóch dekad, od roku 2000 do 2020, liczba dzieci autystycznych wzrosła o 417%. Co ciekawe około roku 1996 rozpoczął się równie nagły wzrost zachorowań kobiet na chorobę Alzheimera a mężczyzn na chorobę Parkinsona. Dynamika zachorowań kobiet na demencję (choroba Alzheimera) praktycznie pokrywa się z dynamiką przyrostu dzieci ze spektrum autyzmu i coraz bardziej przybiera charakter logarytmiczny. U mężczyzn wzrost zachorowań na chorobę Alzheimera jest stosunkowo niewielki i ma charakter liniowy. W 2022 roku, w USA chorobę Alzheimera zdiagnozowano u 6 milionów osób. U mężczyzn, od połowy lat 90. nastąpił gwałtowny wzrost zachorowań na chorobę Parkinsona. Zachorowalność mężczyzn na demencję zachowała charakter liniowy, podobnie jak zachorowalność kobiet na chorobę Parkinsona. Lata 90. to także punkt startowy w rozwoju szeregu innych chorób: cukrzycy, nadciśnienia, otyłości, depresji, nowotworów czy wspomnianego wcześniej stłuszczenia wątroby. Wszystkie z wymienionych chorób rozwijają się w wyniku uszkodzenia układu immunologicznego człowieka i zaliczane są do chorób autoimmunologicznych. Do niedawna zwykło się je nazywać chorobami „cywilizacyjnymi”.
W latach 60. czy 70. otyłe dziecko było rzadkością. Niełatwo było spotkać otyłego dorosłego. Otyłość od razu kojarzono z poważną chorobą organizmu. Dziś ponad 50% populacji USA ma nadwagę. Nie, nie nadwagę. Jest chorobliwie otyła, co uniemożliwia im często wykonywanie prostych, codziennych czynności. Otyłość jest symptomem ciężkiego stanu zapalnego wewnątrz organizmu. Stan zapalny jest normalną odpowiedzią organizmu na uszkodzenie tkanek. Nazwa „Globalna Epidemia Chronicznego Stanu Zapalnego” lepiej dziś charakteryzuje stan zdrowia ludzkiej populacji niż wyszczególnianie jednostek chorobowych obejmujących poszczególne narządy. Zaczynamy rozumieć, że przyczyną cukrzycy, stłuszczenia wątroby czy epidemii nowotworów są te same czynniki. Lecząc każdą z tych chorób indywidualnie jesteśmy skazani na porażkę. Za to korporacje farmaceutyczne (tzw. Big Pharma) zarabiają na tym miliardy dolarów i zupełnie nie są zainteresowane wyleczeniem swoich klientów. Wyleczony pacjent to stracony klient, więc po co komu taki biznes ?! Gwałtowny rozwój chorób autoimmunologicznych zaczął się między rokiem 1983 a 2000. To wtedy pojawiły się w naszym środowisku czynniki, które zrujnowały nasze systemy odpornościowe i uruchomiły lawinę nieznanych wcześniej lub do tej pory rzadkich chorób. Od tego momentu rozpoczął się też gwałtowny wzrost zaburzeń autystycznych u dzieci. To wprost niewiarygodny zbieg okoliczności.
Jeszcze pod koniec lat 90. w środowiskach naukowych zaczęto szukać przyczyn tych zmian. Głównym podejrzanym stała się produkowana przemysłowo żywność. Rewolucja w produkcji żywności zaczęła się nieco ponad 100 lat temu. W latach 1890-1900 kamienne żarna młyńskie zaczęto zastępować stalowymi, co dało większe możliwości oddzielenia włókna od mąki, wzbogacając ją w gluten i węglowodany. To była pierwsza zmiana, która bardzo niekorzystnie wpłynęła na ludzkie organizmy. Gluten ma właściwości uczulające i powoduje między innymi chroniczne stany zapalne jelit. To z kolei wyraźnie przekłada się na stan układu odpornościowego. Kolejną przyczyną niekorzystnych zmian było zlekceważenie płodozmianu. Ludowa mądrość nakazywała płodozmian i raz na 3 lata pozostawienie pola „na odpoczynek”. Skutki pogwałcenia tych reguł nie kazały długo na siebie czekać. Intensyfikacja upraw szybko doprowadziła do śmierci górnej warstwy gleby, co w latach 1920-1930 spowodowało gwałtowne pustynnienie olbrzymich obszarów Stanów Zjednoczonych. Skutkiem była klęska głodu i ruina większości gospodarstw rolnych. Żywność trzeba było sprowadzać z zagranicy. Masa ludzi utrzymywała się przy życiu tylko dzięki dotacjom państwa dla organizacji charytatywnych, zapewniających bezrobotnym talerz zupy dziennie. Na zmiany na lepsze trzeba było czekać aż do wybuchu drugiej wojny światowej. Wybuch wojny stworzył warunki do rozwoju przemysłu naftowego w USA – czołgi, samochody, samoloty wymagały olbrzymiej ilości paliwa. Gwałtowny rozwój przemysłu naftowego dał możliwość rozpoczęcia na masową skalę produkcji nawozów sztucznych. Dla farmerów, którzy ciągle jeszcze przymierali głodem, eksplozja produkcji nawozów sztucznych była niczym gwiazdka z nieba. Rolnictwo zaczęło się odbudowywać i stawać na nogi. Rozpoczął się okres zielonej rewolucji lat 60. Między rokiem 1950 a 1990 produkcja nawozów sztucznych wzrosła w USA 12-krotnie. Nawozy zapewniały uprawianym roślinom podstawowe pierwiastki: potas, fosfor i azot, ale gleba nie nadążała z dostarczeniem pozostałych substancji odżywczych. Rośliny nie zawierały już tych składników odżywczych i nie posiadały tych właściwości leczniczych co wcześniej. Były wątłe i słabe, niszczyły je choroby i chwasty. Przemysł chemiczny powiedział, że to żaden problem: mamy masę substancji, które zabiją szkodniki i wyleczą choroby wywoływane przez grzyby i bakterie. Tak na scenie pojawiły się pestycydy. Wkrótce arsenał uzupełniły substancje chemiczne utrzymujące rośliny przy życiu pomimo niekorzystnej struktury gleby. Rośliny były jednak coraz słabsze. Przemysł chemiczny pełną parą pracował nad nowymi chemikaliami podtrzymującymi wegetację. Tak do gry wkroczyły antybiotyki. Nawiasem mówiąc znaczna część herbicydów to też antybiotyki. Najsławniejszym z nich stał się specyfik o nazwie handlowej „Roundup”, zawierający glifosat jako substancję czynną. Wprowadzony został na rynek przez firmę Monsanto w 1974 roku. Co roku sprzedaje się na świecie ponad 2 miliony ton glifosatu. Co ciekawe związek ten nigdy nie był opatentowany jako zabójca chwastów – był opatentowany jako antybiotyk.
Jak działa glifosat ? Blokuje pewne enzymy w bakteriach glebowych, grzybach i roślinach przez co uniemożliwia syntezę podstawowych aminokwasów. Nasze ciała zbudowane są z około 200 tysięcy białek. Mamy 20 tysięcy genów kodujących nasze DNA, które łącznie nazywamy genomem (nawiasem mówiąc pchła ma 30 tysięcy genów). Na poziomie genów budowa ludzkiego ciała jest stosunkowo prosta. Do wytworzenia wspomnianych wyżej 200 tysięcy białek wykorzystujemy zaledwie 26 aminokwasów. 9 z nich nie jest syntezowana przez ludzki organizm i musi być dostarczona z pożywieniem. Produkowane są przez bakterie, grzyby i rośliny w cyklu zwanym „szlakiem szikimowym” (shikimay pathway). Glifosat (Roundup) przerywa szlak szikimowy blokując syntezę tych aminokwasów. W wyniku masowego stosowania tego herbicydu organizm ludzki został pozbawiony niezbędnego budulca – owych 9 aminokwasów, które musi pozyskać z pożywienia. Nie tylko ludzie mają problem, ten sam problem ma większość zwierząt. Odkąd na masową skalą zaczęto w rolnictwie używać Roundup, w świecie zwierzęcym, do którego należy również człowiek, rozpoczął się chroniczny niedobór aminokwasów syntezowanych w cyklu szikimowym.
Według ostatnich statystyk zaledwie 0,1% glifosatu idzie na zwalczanie chwastów, 99,99% pochłania gleba i wody powierzchniowe. Gwałtownie ocieplający się klimat powoduje, że olbrzymia liczba cząstek glifosatu unosi się w powietrzu w postaci kurzu. Podczas parowania wód zanieczyszczonych tym herbicydem jego cząsteczki wraz z parą wodną przedostają się wysoko do atmosfery, po czym spadają na ziemię wraz z deszczem. Obecność glifosatu stwierdzono w 75% próbek wody deszczowej i powietrza. Zanim kupisz żywność skażoną tym herbicydem już się nim trujesz poprzez wodę i powietrze. Pamiętajmy, że jest to antybiotyk! Nawet w ekologicznych gospodarstwach rolnych pola podlewane są deszczem zawierającym glifosat. Okazuje się, że istnieją bakterie i grzyby, które potrafią „strawić” glifosat. Potrzeba na to jednak co najmniej 50 lat.
Od 85 do 95% roślin genetycznie zmodyfikowanych (GMO) jest przystosowana do uprawy przy użyciu herbicydów zawierających glifosat. Herbicydy te są również szeroko stosowane w uprawach niezmodyfikowanych genetycznie oraz w miejskich programach zwalczania chwastów. Jeśli w miejskim parku nie widzicie żadnych chwastów lepiej poszukajcie sobie innego miejsca do wypoczynku. Nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem, że pozostałości glifosatu są szeroko spotykane w produktach żywnościowych a także w moczu ogromnej większości badanych osób, co świadczy o stałym, dziennym spożyciu tego herbicydu. Badania na szczurach dostarczyły dowodów na to, że glifosat powoduje obumieranie bakterii jelitowych (tzw. mikrobiomu) w dawkach uznanych przez regulatora za bezpieczne. Pokazały również, że te rzekomo „bezpieczne” dawki są przyczyną stłuszczenia wątroby i wywołują jej obumarcie w ciągu zaledwie 90 dni. Zauważono przy tym, że poziom Roundupu, który powoduje stłuszczenie wątroby u szczurów jest co najmniej tysiąc razy niższy niż jego poziom w typowej amerykańskiej diecie. Teraz już wiecie, dlaczego 25% amerykańskich dzieci ma stłuszczoną wątrobę ?!
Konspiracyjne teorie mówią, że w roku 2035 co druga osoba na świecie będzie chorowała na raka, a co trzecie dziecko będzie obciążone autyzmem. Liczba chorych na Alzheimera i Parkinsona osiągnie niewyobrażalny wprost poziom. Statystyki ostatnich lat są tak zatrważające, że nikt już nie nazywa tych prognoz konspiracyjną teorią.
Poszukując lekarstw na raka odkryto niedawno, że związki chemiczne zdolne skutecznie zabijać komórki rakowe znajdują się w bakteriach glebowych – tych, które przez dekady niszczył Roundup (zawarty w nim glifosat). Kiedy jedliśmy rośliny zawierające te bakterie automatycznie leczyliśmy nasze organizmy. Wyniszczenie bakterii glebowych antybiotykiem wywołało lawinę chorób – w tym chorób nowotworowych.
Jedząc żywność skażoną glifosatem doprowadziliśmy do ruiny wyściółkę bakteryjną naszych jelit. Dopiero niedawno odkryto, że ta wyściółka jest niczym Święty Graal dla naszego układu odpornościowego. Początkowo odkrycie to przyjmowano z niedowierzaniem, ale dziś mamy już tysiące badań potwierdzających wyniki tych pierwszych. Genom bakterii, które mamy w jelitach jest ważniejszy w diagnozowaniu zagrożenia nowotworem niż genom człowieka. Badając jakich bakterii brakuje nam w jelitach możemy precyzyjnie określić na jakie nowotwory wcześniej czy później zachorujemy. Bakterie i grzyby stanowiące wyściółkę jelitową lokują się pomiędzy komórkami ściany jelita tworząc szczelną tamę blokującą toksynom drogę do wnętrza naszego organizmu. Pod wpływem antybiotyków flora bakteryjna jelita zamiera i jelito zaczyna „przeciekać” – przepuszcza toksyny zawarte w pokarmie do naszego krwiobiegu. Glifosat, jako jeden z najbardziej rozpowszechnionych antybiotyków regularnie niszczy tą zaporę.
Producent herbicydu Roundup, firma Monsanto (w 2016 przejęta przez niemiecki Bayer), cały czas się zarzeka, że glifosat nie stanowi dla ludzi żadnego zagrożenia.
A tu podcast, promujący glifosat wśród polski rolników. Reklamowany jest jako „mniej toksyczny niż sól kuchenna”: Glifosat – podstawowe narzędzie w rolnictwie | Marcin Rotkiewicz cz. III | Agrii Polska