Zdrowie ze Słońca

Wiele cywilizacji, które istniały w przeszłości postrzegało Słonce jako istotę boską i oddawało jej boską cześć. Współczesna cywilizacja odebrała Słońcu atrybut boskości i uczyniła je jedną z gwiazd – fizycznych obiektów, których nieskończona ilość wypełnia otaczający nas wszechświat. Żyjąc w technokratycznym świecie często zapominamy jak bardzo jesteśmy zależni od przyrody – w tym od słońca. Odkrycia naukowe ostatniego wieku dowiodły, że ta zależność zdecydowanie przekracza horyzonty naszej wyobraźni. Słońce nie tylko odpowiada za cykl nocy i dnia, pory roku, wegetację roślin – jego światło codziennie buduje nas na nowo i jest naszym najlepszym lekarzem, bez którego nie bylibyśmy w stanie żyć. Naprawdę jesteśmy dziećmi Słońca.

W Europie długo nie zdawano sobie sprawy z tego, jak ważną rolę pełni słońce w utrzymaniu dobrego stanu zdrowia. Dopiero na przełomie XIX i XX wieku oficjalna medycyna i nauka poczyniły obserwacje, które uruchomiły lawinę zaskakujących odkryć. Na początku XX wieku w Anglii zauważono, że krzywica i gruźlica to choroby, które często występują razem. Dzieci chore na krzywicę, w późniejszym okresie życia często chorowały także na gruźlicę. Gruźlica była w tym czasie dość powszechną, przewlekłą chorobą, która zazwyczaj kończyła się śmiercią. Zarówno gruźlicę jak i krzywicę uważano w Anglii za choroby, których przyczyną było złe odżywianie się. Za poglądem tym stała obserwacja, że po wywiezieniu chorych dzieci na pewien czas nad morze, gdzie dieta była bogata w ryby i tran, ich stan zdrowia wyraźnie się poprawiał. Obie choroby zazwyczaj występowały w rodzinach biednych. W rodzinach bogatych pojawiały się zdecydowanie rzadziej – co także miało przemawiać za tym, że ich podłożem jest uboga w składniki odżywcze dieta. W 1926 roku jeden z brytyjskich lekarzy wybrał się do Indii, by sprawdzić jak tam wygląda sytuacja. I mocno był zaskoczony odkryciem, że w Indiach krzywica i gruźlica występowały prawie wyłącznie w rodzinach ludzi bogatych – odwrotnie niż w Wielkiej Brytanii. W rodzinach biednych Indusów choroby te praktycznie się nie pojawiały. Odkrycie to wyraźnie kolidowało z obowiązującym w Anglii poglądem dotyczącym przyczyn obu chorób. Czym różniło się życie dzieci z biednych rodzin w Indiach od życia dzieci z biednych rodzin w Anglii? I tu i tam dzieci z takich rodzin od wczesnych lat ciężko pracowały i pomagały rodzicom. W Indiach pracowały głównie na polach i w sadach, spędzając cały dzień w upalnym słońcu. W Anglii zazwyczaj pracowały w fabrykach i kopalniach. Okazja, by pobawić się na świeżym powietrzu zdarzała się rzadko. Dzieci bogatych Indusów, często zapadające na krzywicę i gruźlicę, intensywnie chroniono przed słońcem. Większość czasu spędzały w domach lub mocno zacienionych altanach. Przyczyną była panująca w Indiach moda na jasną karnację skóry: bielsza skóra świadczyła o wyższym statusie społecznym człowieka. W ten oto sposób jedna wyprawa do Indii stała się podstawą do zmiany poglądów co do natury przyczyn wywołujących krzywicę i gruźlicę. Podejrzenia padły na klimat i nasłonecznienie. Anglia była wyspą ponurą i deszczową, słoneczne dni nie zdarzały się często. Przez większą część roku niebo zasnute było chmurami – odwrotnie niż w Indiach. I to był właściwy trop. Dzieci, które dużo czasu przebywały na słońcu wyraźnie były zdrowsze – praktycznie nie chorowały na krzywicę, na którą w owym czasie w Europie zapadało nawet 90% dzieci. Tymczasem w Austrii, już na początku XX wieku krzywicę leczono w ten sposób, że dzieci nią dotknięte, pochodzące zazwyczaj z biednych, przemysłowych regionów, wysyłano do krewnych mieszkających wysoko w górach, gdzie stan chorych dzieci szybko się poprawiał. Rozrzedzone powietrze i krystalicznie czyste niebo przepuszczające każdy promień słońca czyniły cuda. W zadymionych kominami fabryk dolinach nieustannie unosił się smog, który mocno ograniczał dostęp słońca. Poza tym 12-godzinna praca matek w fabrykach, przez 6 dni w tygodniu bez dostępu do słońca, niejako z góry gwarantowała, że ich nowo narodzone dzieci będą miały krzywicę. Wymiana doświadczeń pomiędzy badaczami tej choroby z różnych krajów Europy doprowadziła do powszechnie przyjętej konkluzji, że to nie dieta tylko niewystarczająca ekspozycja na słońce musi być przyczyną tej choroby. Intensywne opalanie się na słońcu w czasie krótkiego lata a zimą wojaże do słonecznych, śródziemnomorskich krajów (dla tych, kogo było na to stać) stały się najlepszym sposobem leczenia zarówno krzywicy jak i gruźlicy.

Nowa wiedza diametralnie zmieniła stosunek społeczeństwa do opalania się i przebywania na słońcu. Opalenizna stała się modna i ceniona w zachodnim świecie, jako nowy symbol statusu społecznego, który oznaczał zarówno zdrowie jak i bogactwo. Dlaczego bogactwo? Tylko ludzie zamożni mogli sobie pozwolić na zimowe wyjazdy do ciepłych krajów, by przedłużyć czas ekspozycji na słońce. Fototerapia szybko stała się popularnym sposobem leczenia nie tylko krzywicy i gruźlicy, ale także chorób reumatycznych, cukrzycy, łuszczycy, dny moczanowej, astmy, przewlekłych owrzodzeń i ran. Pojawiła się moda na zdrową opaleniznę. Hołubiona przez wieki wśród „pań z towarzystwa” chorobliwa bladość skóry twarzy i rąk poszła w zapomnienie.

Obserwacje i wnioski wyciągane przez lekarzy mobilizowały naukowców do poszukiwania tajemniczej substancji, która powstaje w ludzkim organizmie pod wpływem słońca. W 1922 roku amerykański biochemik Elmer McCollum, wraz ze współpracownikami, odkrył witaminę D jako czynnik zapobiegający krzywicy. Początkowo witaminę D identyfikowano jako związek różniący się od wcześniej znanych witamin A, B i C. Rok później amerykańscy patolodzy Harry Goldblatt i Katherine Marjorie Soames wykazali, że skóra wystawiona na działanie promieniowania ultrafioletowego może produkować substancję przeciwdziałającą krzywicy. W roku 1928 niemiecki chemik Adolf Windaus zidentyfikował strukturę chemiczną witaminy D3 (cholekalcyferolu) oraz jej prekursorów w skórze. Otrzymał za to w tym samym roku Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii: „za badania nad sterolami i ich związkiem z witaminą D”. W ten sposób dowiedziano się, że pod wpływem promieniowania ultrafioletowego (280–315 nm) związek chemiczny znajdujący się w ludzkiej skórze, 7-dehydrocholesterol (pochodna cholesterolu), zamienia się w cudowny lek chroniący organizm przed krzywizną, gruźlicą, i całą masą innych chorób – co wykażą późniejsze badania.

Na pewno nie wiecie w jaki sposób otrzymuje się witaminę D3. Otóż do otrzymywania 7-dehydrocholesterolu, prekursora witaminy D3, wykorzystywana jest lanolina, która jest naturalnym woskiem pozyskiwanym z owczej wełny. Po strzyżeniu owiec lanolinę ekstrahuje się z owczej wełny podczas jej czyszczenia. Następnie z lanoliny wyodrębnia się 7-dehydrocholesterol, który pod wpływem naświetlania promieniowaniem ultrafioletowym zamienia się w witaminę D3. Uzyskana w ten sposób witamina D3 jest oczyszczana i przygotowywana do wykorzystania w suplementach diety, żywności wzbogacanej lub lekach. Proces produkcji nie zmienił się od początku lat 50. kiedy to dopracowano jego szczegóły. Ten prosty i wydajny sposób pozyskiwania witaminy D3 na skalę przemysłową jest gwarantem jej niskiej ceny. Ponieważ dla koncernów farmaceutycznych produkcja witaminy D3 jest mało opłacalna przez długie dekady praktycznie nie pojawiała się na forum publicznym, jako obiekt intensywnej medialnej reklamy – choć biorąc pod uwagę, ile ludzkich żyć mogłoby to uratować jak najbardziej powinna. Ale dla koncernów farmaceutycznym to nie ludzkie zdrowie jest cenne, tylko utrzymywanie stanu chronicznej choroby. Dobry klient to klient, który jest chory jak najdłużej.

Co ciekawe 7-dehydrocholesterol (prekursor witaminy D3) występuje naturalnie w sierści wszystkich zwierząt futerkowych, nie tylko owiec – na przykład u psów. Pod wpływem słońca i promieniowania ultrafioletowego 7-dehydrocholesterol znajdujący się na sierści psa zamienia się w witaminę D3. Kiedy pies wylizuje swoją sierść automatycznie dostarcza do organizmu witaminę D3. Dotyczy to też kotów i wszystkich innych sierściuchów. Nie na darmo wylegują się na słońcu – produkują witaminę D3. A witamina D3 jest niezbędna wszystkim ssakom do utrzymania zdrowia.

Chociaż związek chemiczny kryjący się pod symbolem D3 (cholekalcyferol) ciągle nazywany jest witaminą zalicza się go dziś do hormonów, a suplementacja witaminą D3 jest typową terapią hormonalną. Błędna nomenklatura pochodzi z czasów, kiedy witaminę D klasyfikowano jako nieznany składnik diety, znajdujący się w oleju i mięsie morskich ryb. Witamina D3 syntezowana jest w organizmie – klasyczne witaminy muszą być dostarczane w diecie, ponieważ organizm ich nie produkuje. Witamina D3 jest prekursorem aktywnej formy, kalcytriolu (1,25-dihydroksycholekalcyferolu), który działa jak typowy hormon. Po wchłonięciu lub syntezie, witamina D3 jest metabolizowana w wątrobie do 25-hydroksycholekalcyferolu (25(OH)D), a następnie w nerkach do kalcytriolu. Kalcytriol wiąże się z receptorami witaminy D (VDR) w jądrach komórek docelowych. Działa na różne tkanki i narządy. Takie działanie na odległe tkanki jest charakterystyczne dla hormonów. W organizmie witamina D3 podlega ścisłej regulacji przez mechanizmy hormonalne. Jej synteza i aktywacja są kontrolowane przez poziomy wapnia, fosforu i parathormonu (PTH). Nadmiar witaminy D3 jest rozkładany w procesach metabolicznych – aby zapobiec toksyczności. Według współczesnej wiedzy naukowej witamina D jest regulatorem co najmniej 1000 różnych genów odpowiedzialnych za prawidłowe funkcjonowanie praktycznie wszystkich tkanek ludzkiego ciała. Odpowiada za metabolizm wapnia, funkcjonowanie układu nerwowo-mięśniowego, układu odpornościowego, jest kluczowa dla mineralizacji kości i zapobiegania chorobom takim jak osteomalacja u dorosłych czy krzywica u dzieci. Ma wybitne właściwości przeciwzapalne, pełni istotną rolę w zapobieganiu cukrzycy typu 2, w istotny sposób wpływa na zdrowie psychiczne, zapobiega wielu nowotworom. Co za cudowny związek chemiczny! Głównym jej źródłem jest fotosynteza, która zachodzi w skórze człowieka pod wpływem promieniowania słonecznego. W okresie zimy jej zapasy mogą być uzupełniane z diety lub poprzez suplementy.

Bardzo ważną rzeczą, która ciągle jest ignorowana przez medycynę jest poziom witaminy D3 w organizmie przyszłej matki. Przed zajściem w ciążę kobieta powinna ustabilizować poziom witaminy D3 w przedziale optymalnych wartości. Jest to kluczowe dla prawidłowego przebiegu ciąży i zdrowia dziecka. Już w okresie prenatalnym odpowiedni poziom witaminy D3 u matki determinuje odporność dziecka. W ostatnim trymestrze witamina D3 odgrywa ważną rolę w rozwoju mózgu dziecka. Po urodzeniu, przez pierwsze 6 miesięcy skóra noworodka nie potrafi wytwarzać witaminy D3. Poza tym jest tak delikatna i wrażliwa, że nie wolno jej wystawiać na bezpośrednie działanie słońca. Jedynym naturalnym źródłem witaminy D3 dla noworodka jest mleko karmiącej matki. Największym zagrożeniem dla dziecka związanym z niedoborem witaminy D3 jest krzywica. Krzywica to nie tylko łukowate nogi, czy zdeformowana klatka piersiowa. U dziewczynek niedobór witaminy D3 sprzyja temu, że główki kości udowych wbijają się głęboko w kość miednicy, co może powodować znaczne jej zwężenie. Z tragicznych tego konsekwencji przez długi czas nie zdawano sobie sprawy. Kiedy taka dziewczynka dorastała, zamieniała się w kobietę i zachodziła w ciążę wąska miednica uniemożliwiała urodzenie dziecka – duża główka dziecka nie była w stanie przebić się przez miednicę, co kończyło się śmiercią matki i dziecka. Dopiero wprowadzenie tzw. cesarskiego cięcia było w stanie uratować kobietę ze zwężoną wskutek krzywicy miednicą i jej dziecko.

Idealnym okresem na urodzenie dziecka są miesiące październik-listopad. W okresie lata organizm matki zaopatruje się w zapas witaminy D3 i kiedy dziecko się rodzi matka ma jej wystarczająco dużo, by zabezpieczyć zapotrzebowanie dziecka na tę witaminę. Ponieważ noworodek przez około 6 miesięcy nie wytwarza samodzielnie witaminy D3, a jednocześnie nie może być w tym czasie wystawiany na bezpośrednie promieniowanie słoneczne, zima jest idealną porą roku na przeżycie tego okresu. Na wiosnę, kiedy pojawia się coraz więcej słońca organizm dziecka zaczyna samodzielnie wytwarzać witaminę D3 (minęło 6 miesięcy) i niemowlę przestaje być zależne od pozyskiwania tej witaminy z mleka matki. Okres wiosny i lata zapewnia dostępność słońca i witaminy D3 dla obojga, matki i dziecka, co buduje odporność i przygotowuje na przetrwanie kolejnej zimy.

Dzieci urodzone w okresie marzec-kwiecień są dużo słabsze i podatne na wiele poważnych chorób związanych z niedoborem witaminy D3, co może poważnie się odbić na stanie zdrowia także w życiu dorosłym. Ciąża przebiega wtedy w okresie zimowym, kiedy matka ma bardzo ograniczone możliwości, by w naturalny sposób uzupełniać poziom witaminy D3. Wskutek tego do marca – kiedy rodzi się dziecko – poziom witaminy D3 w jej organizmie regularnie spada. Przez kolejne 6 miesięcy źródłem witaminy D3 dla noworodka jest mleko matki – po okresie zimy bardzo ubogie w witaminę D3. W czasie lata (pierwsze 6 miesięcy) dziecko nie może być wystawiane na słońce i nie potrafi jeszcze wytwarzać witaminy D3 samodzielnie. Kiedy w końcu nabywa taką możliwość przychodzi jesień a potem zima, więc jedynym dostępnym źródłem witaminy D3 nadal pozostaje mleko matki (w naturalnych warunkach).

W latach 70-80-90 dokonano ciekawych obserwacji na temat tego, jak przyswajana jest witamina D3 przez ludzi o różnej karnacji skóry. Doktor David Grimes prowadzący praktykę lekarską w Glasgow i zajmujący się z pasją badaniem skutków niedoboru witaminy D3 u swoich pacjentów zwrócił uwagę, że imigranci zarobkowi z Azji południowo-wschodniej (Indie, Pakistan) po przyjeździe do Anglii i 5-8 latach zamieszkiwania na Wyspach Brytyjskich zaczynali wprost masowo chorować na gruźlicę. Ich system odpornościowy zupełnie się załamywał. Za gruźlicą przychodziły kolejne przewlekłe choroby, które mocno obniżały jakość życia i wydatnie je skracały. Dzieci Azjatów, które rodziły się już w Anglii były chorowite i podatne na rozwój krzywicy. Przez długi czas nie było wiadomo co jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Dopiero przebadanie populacji azjatyckich imigrantów w celu sprawdzenia u nich poziomu witaminy D3 ujawniło przyczynę kryzysu – katastrofalnie niski poziom tej witaminy w całej azjatyckiej populacji mieszkającej w Wielkiej Brytanii. Zwrócono wówczas uwagę na rolę, jaką odgrywa karnacja skóry w przyswajaniu witaminy D3. Okazało się, że im ciemniejsza skóra tym potrzebna jest dłuższa ekspozycja na słońce, by uzyskać taką samą porcję witaminy D3, co potwierdziły badania naukowe.

W przypadku ludzi o białej karnacji skóry opalanie się w letnim słońcu przez pół godziny może zainicjować uwolnieniem do krwiobiegu 50 tys. j.m.* (jednostek międzynarodowych) witaminy D3 w ciągu 24 godzin od ekspozycji, co jest równoważne 1,25 mg tej substancji. W przypadku osób opalonych taki sam czas ekspozycji daje już tylko 20-30 tys. j.m., a u osób ciemnoskórych zaledwie 8-10 tys j.m. Jak widać, w celu uzyskania równoważnej fotosyntezy witaminy D3 ciemna skóra wymaga od pięciu do sześciu razy dłuższej ekspozycji na słońce niż skóra biała. Dlatego np. w Stanach Zjednoczonych dzieci czarnych kobiet są o wiele bardziej narażone na krzywicę, gruźlicę i inne choroby wywołane niedoborem witaminy D3, niż dzieci białych kobiet.

*) Ilość witaminy D3 w ludzkim organizmie jest tak minimalna, że nie sposób jej mierzyć w jednostkach układu SI. Są to wielkości rzędu mikrogramów, dlatego ilość witaminy D3 mierzy się w „jednostkach międzynarodowych” oznaczanych w skrócie j.m. (w języku angielskim IU = International Unit). Jedna jednostka międzynarodowa witaminy D3 odpowiada 0,025 mikrograma (µg) = 0,000000000025 kg. Nawet najczulsza waga laboratoryjna nie zważy tej ilości substancji, dlatego do porcjowania witaminy D3 stosowane są specjalne technologie.


Kolejnym zdarzeniem, które przypomniało o zależności, jaka występuje pomiędzy poziomem witaminy D3 a karnacją skóry była epidemia covid-19, która wybuchła w Chinach pod koniec 2019 roku. Kiedy wirus zaczął się panoszyć w USA i Wielkiej Brytanii jego ofiarami padło wyjątkowo dużo lekarzy. Dopiero po pewnym czasie zwrócono uwagę na fakt, że zdecydowana większość lekarzy, którzy zmarli po zarażeniu się wirusem miała azjatyckie lub afrykańskie pochodzenie, ciemną skórę, i bardzo niski poziom witaminy D3. Kiedy lekarzom z ciemną karnacją skóry masowo zaaplikowano „końską” dawkę witaminy D3, w ciągu kilku tygodni ich umieralność radykalnie się zmniejszyła. W badaniach przeprowadzonych po wygaśnięciu pandemii okazało się, że przy zarażeniu wirusem covid-19 wysoki poziom witaminy D3 bardziej chronił przed śmiercią niż przyjmowane szczepionki. Największe śmiertelne żniwo epidemia zebrała pośród osób najstarszych. Wyjątkiem w tej grupie okazały się osoby, które suplementowały witaminę D3 i w momencie zarażenia się wirusem miały jej wysoki poziom – prawie wszystkie przeżyły infekcję.

Podstawową funkcją witaminy D3 w organizmie jest utrzymywanie poziomu wapnia i fosforu w optymalnym zakresie fizjologicznym. Ma to zasadnicze znaczenie dla właściwej mineralizacji kości. Pojawienie się objawów krzywicy u dziecka świadczy o katastrofalnie niskim poziomie D3 w jego organizmie. Co ciekawe nawet w krajach arabskich, gdzie słońca z pewnością nie brakuje, u noworodków karmionych w sposób naturalny, mlekiem matki, niedobór witaminy D3 jest dość powszechny. To bezpośredni skutek wymuszonego nakazami religijnymi szczelnego zakrywania ciała przez muzułmańskie kobiety. Burka – tradycyjny w krajach islamskich strój kobiet, zakrywa ciało od stóp do głów, pozostawiając widoczną tylko twarz – a i to nie zawsze. W niektórych krajach dozwolony jest tylko niewielki otwór na oczy. Ortodoksyjne odłamy islamu wymagają, by nawet ten otwór na oczy przysłonięty był siateczką. Taki ubiór całkowicie blokuje ekspozycję skóry na promieniowanie słoneczne. Przez wieki społeczność muzułmańska zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że islamskie nakazy religijne są przyczyną wielu poważnych chorób. Pomimo, że wiedza o tym jak istotne znaczenie dla organizmu ludzkiego ma promieniowanie słoneczne stała się w ostatnich dekadach dość powszechna nie wpłynęło to w znaczący sposób na kultywowaną od wieków muzułmańską tradycję. Społeczne psychozy, zwłaszcza te motywowane nakazami religijnymi i „moralnością” tłumu, nie raz zapędziły i nadal pchają ludzkość w ślepe zaułki.

Czynniki ryzyka i grupy ludzi, którzy powinni raczej unikać słońca lub znacznie ograniczyć ekspozycję skóry na promieniowanie słoneczne znane są od dawna. Przede wszystkim to osoby z delikatną, różową skórą, podatną na oparzenia, ale też rudowłosi, których skórę pokrywa zazwyczaj rozległa siateczka piegów. Poza tym: osoby z licznymi zmianami brodawkowymi na skórze i przebarwieniami skóry, osoby w starszym wieku oraz osoby przyjmujące pewne grupy leków, które uczulają skórę na światło słoneczne. Osoby znajdujące się w w/w grupach ryzyka powinny uzupełniać poziom witaminy D3 poprzez jej suplementację. Jednak największa grupa ryzyka to ludzie bezmyślni i nieodpowiedzialni, którzy po wielomiesięcznym przebywaniu w zamkniętych pomieszczeniach wyrywają się nagle na urlop do ciepłych krajów i w ciągu kilku dni na plaży, pod afrykańskim słońcem, usiłują opalić się w takim stopniu, by wywołać podziw i zazdrość kolegów i koleżanek z pracy. Często kończy się to dotkliwymi poparzeniami skóry, których część może z czasem ewoluować w kierunku zmian nowotworowych. Trzeba wyraźnie podkreślić, że są to przypadki, które wynikają wyłącznie z ludzkiej głupoty i właśnie ich jest najwięcej. Generalnie w naszych warunkach klimatycznych raczej nie należy się opalać, gdy temperatura jest wyższa niż 30C. Grozi to przegrzaniem organizmu i udarem cieplnym. Jeżeli bardzo chcemy przebywać w taki upał na słońcu obowiązkowo należy przykryć czymś głowę, która jest najbardziej narażona na przegrzanie. Drugim, powszechnie popełnianym błędem jest opalanie się, gdy intensywnej operacji słońca towarzyszy chłodny wiatr. Nagłe zmiany temperatury powierzchni ciała wywołują zazwyczaj masę nieprzyjemnych konsekwencji, w tym uciążliwe stany zapalne znane jako „zapalenie korzonków nerwowych”. Bezchmurnych, upalnych dni, kiedy można poparzyć sobie skórę podczas przebywania na słońcu jest obecnie w Polsce bardzo mało. W okresie lata niebo jest zazwyczaj mniej lub bardziej „zamglone” lub licznie przepływające chmury na przemian zakrywają i odkrywają słońce, skutecznie chroniąc przed nadmierną ekspozycją na promieniowanie ultrafioletowe.

Pierwsze doniesienia o związku pomiędzy ekspozycją na słońce a rakiem skóry zaczęły pojawiać się w publikacjach dermatologicznych pod koniec XIX wieku. Zauważono, że oparzenia skóry mogą być przyczyną rozwoju nowotworów skóry: czerniaka, raka podstawnokomórkowego i raka płaskonabłonkowego. Nawiasem mówiąc, kontakt z różnymi substancjami chemicznymi także wywołuje te nowotwory i o wiele częściej jest ich przyczyną niż opalanie się na słońcu. Na początku lat 70. ubiegłego stulecia zaobserwowano wyraźny wzrost zachorowań na nowotwory skóry, co powiązano z tzw. dziurą ozonową. Jedna z górnych warstw atmosfery, zawierająca 90% ozonu atmosferycznego – czyli trójatomowych cząsteczek tlenu, wyraźnie zaczęła zmniejszać swoją grubość, a nad ziemskimi biegunami prawie zanikała tworząc „dziury”. Ponieważ jest to warstwa, która aktywnie chroni Ziemię przed nadmiarem promieniowania ultrafioletowego jej stan jest kluczowy dla istnienia życia na Ziemi. Uszkodzenie warstwy ozonowej wyraźnie zwiększyło ilość promieniowania ultrafiletowego docierającego do powierzchni Ziemi, co według naukowców wywołało wzrost zachorowań na nowotwory skóry. Po kilku latach badań okazało się, że przyczyną zaniku warstwy ozonowej były freony – substancje produkowane przemysłowo na olbrzymią skalę i wykorzystywane w chłodnictwie. Każda lodówka i zamrażarka miała w tym czasie instalację chłodniczą wypełnioną freonem. Nikt nie dbał o to, by zużyty sprzęt odpowiednio utylizować. Freony, będące lekkimi gazami, ulatniały się i przenikały do górnych warstw atmosfery, gdzie niszczyły warstwę ozonową. Zmiana technologii i całkowita rezygnacja z freonów (1987, protokół montrealski) w ciągu kilku kolejnych dekad w zasadzie przywróciły sytuację do normy.

Zgodnie z raportem Światowej Organizacji Zdrowia z 2006 roku – „Globalne Obciążenie Chorobami Spowodowanymi Promieniowaniem Ultrafioletowym” – nadmierna ekspozycja na słońce odpowiada za znikomy procent przypadków przedwczesnego zgonu – około 0,1% ogółu. Większość chorób związanych z nadmierną ekspozycją na promieniowanie ultrafioletowe, co zazwyczaj kończy się poparzeniem skóry i pojawieniem się na skórze bolesnych pęcherzy wypełnionych cieczą, przebiega stosunkowo łagodnie (z wyjątkiem czerniaka złośliwego) i występuje głównie w starszych grupach wiekowych. Jak się z czasem okazało, bez porównania większym zagrożeniem, przynoszącym o wiele większe śmiertelne żniwo, są choroby wywołane niedostateczną ekspozycją organizmu na światło słoneczne.

Choć rak skóry może być zainicjowany zbyt dużą porcją promieniowania ultrafioletowego zaabsorbowanego przez skórę podczas intensywnej operacji słońca, zdecydowanie więcej nowotworów rozwija się z powodu zbyt krótkiej ekspozycji organizmu na promieniowanie słoneczne. Zalicza się do nich chłoniaka Hodgkina, raka piersi, jajnika, okrężnicy, trzustki, prostaty i wiele innych. Gdy przesuwamy się wzdłóż ziemskiego południka od koła podbiegunowego w kierunku równika liczba dodatkowych zgonów z powodu raka skóry zwiększa się o 2-3 przypadki na każde 100 tys. osób. Jednocześnie liczba zgonów z powodu innych nowotworów maleje o 30-40 przypadków! Dla wielu osób ta informacja może być zaskoczeniem. Badania kliniczne przeprowadzone przez Joan Lappe (profesor medycyny w Creighton University, Nebraska, USA) i opublikowane w „American Journal of Clinical Nutrition” (2007) potwierdziły, że u kobiet po menopauzie przyjmowanie 2-4 razy dziennie witaminy D3 już w niewielkiej dawce 200-600 j.m. – w połączeniu z suplementacją wapnia – spowodowało w okresie kolejnych czterech lat spadek zachorowalności na wszystkie nowotwory łącznie o 50-77%. Co ciekawe, chociaż nadmierna ekspozycja na słońce – zwłaszcza oparzenia skóry – jest uznanym czynnikiem ryzyka w przypadku czerniaka skóry, to u pacjentów we wczesnym stadium czerniaka stała i wysoka ekspozycja na słońce wyraźnie zwiększała wskaźnik przeżycia (Marianne Berwick, „Journal of the National Cancer Institute”, luty 2005).

Szwedzkie badania epidemiologiczne przeprowadzone na myszach wykazały, że u szczepu predysponowanego do rozwoju cukrzycy typu 1, po wprowadzeniu do diety witaminy D3 ryzyko rozwinięcia się tej choroby zmniejszyło się o 80%. Odkrycie to potwierdziły fińskie badania opublikowane 3 listopada 2001 roku w uznanym medycznym czasopiśmie „Lancet”. Fińscy naukowcy udowodnili, że u dzieci, które od 1. roku życia codziennie otrzymywały 2000 j.m. witaminy D3 ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 1 w późniejszym okresie życia zmniejszyło się o 80%. Tymczasem u dzieci z wyraźnym niedoborem witaminy D3 prawdopodobieństwo zachorowania na ten typ cukrzycy wzrastało 4-krotnie. Zauważono również związek pomiędzy poziomem witaminy D3 a zespołem schorzeń, które zwiększają ryzyko cukrzycy typu 2 i chorób układu krążenia. Badanie opublikowane we wrześniu 2006 roku, w czasopiśmie „Progress in Biophysics and Molecular Biology” wykazało, że u osób młodych oraz u osób w podeszłym wieku niskie stężenie witaminy D3 we krwi często występuje łącznie z wysokim poziomem glukozy i insulinoopornością. Są poważne dowody na to, że także nadciśnienie tętnicze i choroby układu krążenia powiązane są z poziomem witaminy D3 w organizmie, podobnie jak reumatoidalne zapalenie stawów, astma i choroby zakaźne. W ostatnich latach wykazano, że wiele chorób neurologicznych także związanych jest z niedoborem witaminy D3. Jednym z najbardziej jaskrawych przypadków w tej grupie jest stwardnienie rozsiane.

Trzeba tu dodać, że słońce pełni też bardzo ważną rolę w pielęgnacji skóry. Promieniowanie słoneczne działa silnie bakteriobójczo i grzybobójczo, niszczy większość mikroorganizmów pasożytujących w powierzchniowych warstwach skóry, działa jak leczniczy masaż na mięśnie i system nerwowy. Wspomaga ukrwienie tkanek, a więc prawidłowe ich odżywianie. Tych efektów nie osiągniemy poprzez dojelitową suplementację witaminy D3. Tylko bezpośrednie przebywanie na słońcu przyniesie nam wymienione pożytki.

Do korzyści wynikających z bezpośredniego obcowania ze słońcem należy też wybitnie dodatni wpływ swiatła słonecznego na naszą psychikę. Już dawno zaobserwowano wyraźną korelację pomiędzy ekspozycją na promieniowanie słoneczne a zaburzeniami psychicznymi – zwłaszcza depresją. W porównaniu z ubogimi w światło słoneczne krajami północy w krajach południa liczba samobójstw jest znikoma. Dzieje się tak, ponieważ promieniowanie słoneczne zwiększa poziom naturalnych opiatów (pochodnych opium) we krwi zwanych endorfinami, lub potocznie hormonami szczęścia. Obserwowana dziś epidemia chorób i zabużeń psychicznych u dzieci i młodzieży, zabużeń emocjonalnych, wyraźnie rosnąca skłonność do samobójstw – to bezpośrednie skutki ciągłego przebywania dzieci w pomieszczeniach zamkniętych i wynikający stąd olbrzymi deficyt światła słonecznego. O ile suplementacja witaminą D3 chroni przed krzywicą i wieloma innymi chorobami, to bezpośrednia ekspozycja na światło słoneczne ma dodatkowo zasadniczy wpłych na nasze samopoczucie i zdrowie psychiczne. Dlatego „życie na Marsie” i długie podróże kosmiczne to utopijne mrzonki, które nigdy – a na pewno jeszcze bardzo długo – nie będą zrealizowane.

W naszych warunkach klimatycznych witamina D3 może być syntezowana w organizmie tylko podczas kilku miesięcy w roku: od końca kwietnia do połowy września. Przyjmując, że poziom 29 ng/ml 25(OH)D (oznaczenie witaminy D3 w badaniach laboratoryjnych) lub niższy oznacza niedobór tej witaminy w organizmie szacuje się, że co najmniej 1 miliard ludzi na świecie cierpi na choroby spowodowane niewystarczającym poziomem tej witaminy i umiera przedwcześnie. W praktyce może ich być znacznie więcej. Aby zmaksymalizować ochronę przed rakiem zaleca się utrzymywanie poziomu D3 we krwi w zakresie od 40 do 60 ng/ml. Badania wykazują, że już utrzymywanie poziomu powyżej 20 ng/ml może zmniejszyć ryzyko raka nawet o 30–50%. Podczas eksperymentów na myszach stwierdzono, że w ciągu jednej doby 1 j.m. witaminy D3 zaspokaja zapotrzebowanie około 10 gram masy ciała. Jeżeli przenieślibyśmy te normy na człowieka, to człowiek o masie 60 kg potrzebuje dziennie około 6 tys. jednostek witaminy D3, człowiek o masie 80 kg – 8 tys. j.m. witaminy D3, itd. Ludzie otyli potrzebują o wiele więcej witaminy D3 ponieważ znaczna jej część rozpuszcza się w ich tkance tłuszczowej, po czym nie jest już dostępna dla organizmu. Panuje dość powszechne przekonanie o wyjątkowej toksyczności witaminy D3 i strach przed jej przedawkowaniem podczas suplementacji. Jednak znalezienie lekarza, który miał pacjenta z objawami zatrucia witaminą D3 okazuje się w praktyce niemożliwe. Gdy w letni dzień przebywamy na świeżym powietrzu nasz organizm jest w stanie wyprodukować 25 000 j.m. witaminy D3, a nawet więcej. Tymczasem lekarze ciągle są wyjątkowo ostrożni podczas jej suplementacji.

Długotrwałe zażywanie dużych ilości D3 może podnieść poziom wapnia ponad górną normę, co z kolei w dłuższym okresie czasu może prowadzić do zwapnienia naczyń krwionośnych. Zwapnienie naczyń krwionośnych polega na ich stwardnieniu i utracie elastyczności, co wpływa na zdolność naczyń do prawidłowego transportowania krwi. Zjawisko to często jest związane z miażdżycą, ale może występować również niezależnie od niej. I to jest najczęściej spotykany argument, wyjaśniający wstrzemięźliwość w dawkowaniu cholekalcyferolu (D3). Kilka lat temu środowisko medyczne zaakceptowało normę 4 tys. j.m. witaminy D3 dziennie (przez cały rok) jako zupełnie bezpieczną, a w krajach o pochmurnym i deszczowym klimacie nawet bardzo zalecaną (Kanada, północna część Europy). Badania z ostatnich lat, jako dawkę bezpieczną podają już 10 tys. j.m. D3 dziennie. Niekiedy wraz z suplementacją witaminy D3 zaleca się suplementację witaminy K2, która bierze aktywny udział w osadzaniu wapnia w kościach. Najwięcej witaminy K2 znajduje się w produktach fermentowanych i tych, które pochodzą od zwierząt hodowanych (kiszona kapusta, kiszone ogórki, jaja, wątróbka, tłuste produkty mleczne).

Wyniki badań opisane w 2019 roku, w artykule „Codzienne doustne dawkowanie witaminy D3 w dawkach od 5000 do 50 000 jednostek międzynarodowych na dobę u pacjentów hospitalizowanych długoterminowo: wnioski z siedmioletniego doświadczenia” pokazują, że suplementacja witaminy D3 w dawkach od 5 000 do 50 000 j.m. praktykowana przez kilka lat w szpitalu „Dayton and Cincinnati” (stan Ohio, USA) była dobrze tolerowana przez pacjentów i bezpieczna. Poziom wysycenia witaminą D3 następował dopiero po około 12 miesiącach. Pacjęci przyjmujący dziennie 10 000 j.m. D3 mieli po tym okresie we krwi średnio 96 ng/ml 25(OH)D , po 16 miesiącach suplementowania – 97 ng/ml 25(OH)D. Przy obecnych normach górny limit to 100 ng/ml. Wiele wskazuje na to, że ten górny limit został ustalony na zbyt niskim poziomie. U osób długotrwale przyjmujących witaminę D3 w wysokich dawkach średni poziom wapnia we krwi był tylko nieznacznie wyższy, niż w grupie kontrolnej.

Warto na koniec wspomnieć o jeszcze jednym, bardzo ważnym aspekcie zdrowotnym związanym z ekspozycję na światło słoneczne, a mianowicie wpływem światła na sen. Hormonem, który reguluje nasz sen jest melatonina. Wytwarzana jest przez organizm wyłącznie w nocy. Gdy pojawia się światło dzienne jej produkcja jest wstrzymywana. Ten szyszynkowy hormon jest kluczowym czynnikiem wyznaczającym tempo wielu rytmów dobowych organizmu. Odgrywa również ważną rolę w zwalczaniu infekcji, stanów zapalnych, raka i autoimmunizacji. Co ciekawe, melatonina hamuje uszkodzenia skóry wywołane promieniowaniem ultrafioletowym. Czyli, więcej śpisz – jesteś bardziej odporny na ewentualne szkodliwe skutki opalania się. Udowodniono, że przebywanie na słonecznym świetle przed południem (przed godziną 12) wyraźnie zwiększa i przyspiesza produkcję melatoniny wieczorem, co ułatwia zasypianie i daje głęboki, zdrowy sen. Po przebudzeniu człowiek czuje się wyspany, zrelaksowany i chętny do podejmowania nowych wyzwań. Prekursorem melatoniny jest wytwarzana w ciągu dnia serotonina. W ciemności serotonina przekształcana jest w melatoninę. Umiarkowanie wysoki poziom serotoniny skutkuje pozytywnym nastrojem i spokojnym, ale skupionym umysłem. Z tego powodu ważne jest, aby ludzie pracujący w pomieszczeniach, co jakiś czas wychodzili na zewnątrz. A ponadto, by starali się spać w całkowitej ciemności. Może to mieć duży wpływ na rytm melatoniny: wpływać na poprawę nastroju, energii życiowej i jakości snu.

Jest bardzo mało naturalnych produktów spożywczych, które zawierają witaminę D3. Do niedawna można było ją znaleźć w mięsie, jajach i mleku i rybach morskich. W okresie zimowym właśnie te produkty służyły za jej naturalne magazyny i źródła. Niestety współczesne metody hodowli zwierząt spowodowały, że ich mięso, a także krowie mleko i jaja kur stały się prawie zupełnie bezużyteczne jako źródło witaminy D3. Zwierzęta hodowlane i drób praktycznie całe swe krótkie życie spędzają dziś w zamkniętych pomieszczeniach. W związku z tym same cierpią na chroniczny niedobór witaminy D3 i choroby z tym związane. Jedynym, poza słońcem, naturalnym źródłem tej witaminy pozostały dzikie zwierzęta i ryby – zwłaszcza ryby oceaniczne. Ze względu na ogromne zanieczyszczenie oceanów i środowiska naturalnego korzystanie z tych ostatnich naturalnych źródeł witaminy D3 staje się jednak coraz bardziej problematyczne. Jedząc zwierzęta bytujące w naturalnym, dzikim środowisku – np. ryby oceaniczne – wraz z witaminą D3 i wieloma innymi bardzo wartościowymi dla zdrowia substancjami odżywczymi wprowadzamy do organizmu toksyczne dawki metali ciężkich i innych trucizn kumulujących się w organizmach zwierząt żyjących w oceanach. Coraz trudniej o pożywienie, które nie jest toksyczne. To nie sztuczna inteligencja w najbliższej przyszłości zadecyduje o tym, kto przeżyje nadciągający armagedon tylko dostęp do ekologicznej i pełnowartościowej, pozbawionej toksyn żywności.

Końcowy wniosek z tych rozważań jest taki, że ludzie, którzy często i z rozsądkiem (!) wystawiają swoje ciało ku słońcu są szczęśliwsi, zdrowsi i żyją dłużej. Chyba warto?


Gdy w letni dzień przebywamy na świeżym powietrzu nasz organizm jest w stanie wyprodukować 25 000 UI witaminy D3. Skąd zatem taki strach przed przedawkowaniem witaminy D3 podczas suplementacji ? Czy jest on uzasadniony ?
Długa i bardzo pouczająca rozmowa doktora John’a Campbell’a z emerytowanym doktorem David’em Grimes’em – ekspertem od chorób powstających w wyniku niedoboru witaminy D3 w organizmie